14 czerwca 2013

Taniec umarłych

Drugi koncert w tym roku, w którym uczestniczyłem to misterium Dead Can Dance. Muzyka jakże inna od prezentowanej na poprzednim występie. Dla niewtajemniczonych "dance" w nazwie zespołu nie ma nic wspólnego z muzyką taneczną. Powstała w 1981 roku, brytyjsko-australijska grupa gra melancholijną muzykę określaną jako zimna fala. Inne określenia dla muzyki Dead Can Dance - gotycki rock, muzyka etniczna i orientalna, alternatywna world music i dark independent. Główne postacie DCD to Brendan Perry i Lisa Gerrard, ten duet jest siłą napędową grupy. Po nagraniu dziesięciu płyt i wielu koncertach zespół zawiesił działalność w 1995 roku. Na krótko grupa reaktywowała się w 2005 roku, by po trasie koncertowej ponownie zaprzestać nagrywania i koncertowania. Chyba dla swoich fanów, w ubiegłym roku zespół wyruszył na światowe tournee promujące nową płytę "Anastasis".
Po, jak określiła prasa, rewelacyjnym mrocznym koncercie, który miał miejsce w Warszawie w październiku 2012 roku, zespół ponownie pojawił się w Polsce na trzy koncerty, m. in. we Wrocławiu. 
Już na godzinę przed występem, przed Halą Stulecia zebrało się sporo ludzi. Byli też chętni na zakup biletów, zaś inni proponowali sprzedaż po 450 zł za sztukę (oficjalne ceny 150-300 zł). Przy wejściu ochrona skrupulatnie sprawdzała bilety i nie pozwoliła wnosić żadnych napojów czy n.p. plecaków. Po wejściu do środka wrażenie robiły stoiska z gadżetami tematycznie związanymi z DCD - koszulki, oczywiście w czarnej tonacji, bluzy z kapturem, kubki i płyty CD. Wszystko ładnie wyglądało tylko ceny z kosmosu, n.p. kubek z nazwą zespołu za 35 zł!!! Działała też kawiarenka, w której sprzedawano napoje gazowane i piwo - "tylko" 10 zł. Cała hala wypełniona była sympatykami Dead Can Dance, ludzie młodzi i starsi, pełno różnych osobowości, większość ubrana na czarno i wszystkich łączyła muzyka DCD. 
Na rozgrzewkę na scenie pojawił się David Kuckhermann, wielki improwizator gry na instrumentach perkusyjnych. Półgodzinny występ wypełniły dźwięki  z tamburyna i przede wszystkim Panart Hand - wynaleziony w 2000 r. w Szwajcarii blaszany bęben. Uderzając palcami w ten instrument David wydobywał fascynujące dźwięki. 
Kilka minut po 20.30 na skromnie przygotowanej scenie pojawiła się gwiazda wieczoru Dead Can Dance. Siedem osób zajęła miejsca przy instrumentach i popłynęły z głośników dźwięki utworu "Children of the Sun", Brendan Perry swoim barytonowym głosem zauroczył widownię. Kolejne utwory pochodziły przede wszystkim, z wydanej po 16 latach płyty "Anastasis". Gdy reflektory zostały skierowane na widownie zobaczyłem kilka tysięcy osób w skupieniu słuchających dźwięków emitowanych przez DCD. Większość kiwała głowami w takt muzyki i była wręcz zahipnotyzowana tym co zobaczyła i usłyszała ze sceny, nawet ochroniarze, upominający osoby z włączonymi urządzeniami nagrywającymi, nie byli w stanie zakłócić tego misterium. Brendan Perry odwdzięczył się  publiczności kilka razy krótkim "dziękuję bardzo" po polsku. Po około godzinie koncert dobiegł końca, muzycy ukłonili się i zeszli ze sceny. Widownia na stojąco klaskała i domagała się bisów. Brendan i Lisa długo kazali na siebie czekać, ale przy potężnym aplauzie publiczności musieli ponownie pokazać się na scenie, gdzie zaproponowali kolejne cztery utwory. 
Na koniec chciałem podziękować mojemu koledze Mirkowi, który zaprosił mnie na ten koncert i razem byliśmy świadkami tego wydarzenia. Umówiliśmy się także na następny spektakl muzyczny, tym razem w Oławie udamy się na Specjalny Serwis Rockowy. W zespole występuje Janusz Krężel, który nie tak dawno był podstawowym zawodnikiem SKB "Oława".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz