19 czerwca 2012

Discotex we Wrocławiu

2 czerwca, we wrocławskiej Hali Stulecia, odbył się Disco Music Festival z gwiazdami z lat 70', 80' i 90'. Nie mogłem przegapić takiej okazji i postanowiłem wybrać się na ten koncert. Już na moście Grunwaldzkim utknąłem w korku, gdzie powoli podjeżdżałem do celu. Przejechanie odcinka około 1 km, zajęło więcej czasu niż dojazd z Oławy. Po dotarciu na miejsce pojawił się problem z parkingiem, a koncert już się zaczął. Kolejne 15 minut i udało się zaparkować na parkingu przy hali jako przedostatnia osoba - szybciutko udałem się do wejścia. Tam jakaś dwustumetrowa kolejka do wejścia, na szczęście bilet kupiłem w przedsprzedaży, więc spokojnie przesuwałem się do sali.
Podekscytowany muzyką, która docierała do moich uszu jeszcze na zewnątrz, wreszcie dotarłem na koncert. Miejsce wykupiłem siedzące, ponieważ trzy godziny skakania non stop to już nie dla mnie.
Publiczność była w różnym wieku, w sektorze 1, tuż przed sceną,  przewaga młodych, ale w pozostałych sektorach dominowały osoby trzydziesto, czterdziesto i pięćdziesięcioletnie. Jako pierwszy wystąpił Lou Bega, specjalista od mambo, przez pół godziny nogi same chodziły. Publiczność żywo reagowała, a przy jego największym przeboju, "Mambo no. 5" dosłownie oszalała. 30 minut szybko minęło, artysta przy dużych oklaskach opuścił scenę, na której pojawił się, prowadzący koncert, Bogdan Fabiański. W latach osiemdziesiątych nowości dyskotekowe w polskim radiu prezentował właśnie Fabiański, pamiętam jak z magnetofonem kasetowym czekałem na jego audycje. Dziś, już dobrze po pięćdziesiątce facet, dalej jest w dobrej formie, umiejętnie wypełniał przerwy między występami gwiazd, prezentując dobry humor i dużą wiedzę muzyczną. Drugą gwiazda, która pojawiła się na scenie to Boney M. Temperatura na widowni podniosła się o kilka stopni, "Daddy Cool", "Ma Baker" czy "Rasputin" rozgrzały wszystkich do czerwoności. Nieważne, że z pierwszego składu była tylko Maizie Williams, że głos był z playbacku, że to jeden z trzech klonów, koncertujących obecnie, tego popularnego zespołu - najważniejsze, że każde nagranie Boney M. podoba się kolejnym pokoleniom. Po tak fascynującym koncercie przyszedł czas na przerwę i chwilę odpoczynku. 
W kuluarach chciałem kupić coś do picia, niestety nie było ani jednego punktu sprzedającego napoje, udałem się poza miejsce koncertu. Przy pobliskiej WFF znajdował się automat z napojami, oczywiście wokół automatu pełno ludzi, kolejka wydłużała się ponieważ przybywało coraz więcej spragnionych ludzi, a przedewszystkim automat nie przyjmował monet. Sposobem, pocieranie monety o beton, nabyłem napój w puszce i szybciutko wróciłem na koncert. Tam kończył popis DJ Fabiański, który zapowiedział kolejną gwiazdę Savage. Pod tym pseudonimem występuje, włoska gwiazda italo disco, Robert Zannetti. Miał kilka przebojów, z których najpopularniejsze to "Don't Cry Tonight" i "Only You", oczywiście zaprezentował te nagrania na scenie. Niespełna półgodzinny występ zakończył jeden bis i było po koncercie. Atmosfera na sali daleka jednak była od tej z wcześniejszych występów. 
Później na scenie zaprezentowały się dwie panie, jako pierwsza C. C. Cath. Dzięki Dieterowi Bohlenowi z Modern Talking zaistniała na rynku w 1985 roku przebojem "I Can Lose My Heart Tonight", który szybko stał się światowym przebojem. Ten i kilka innych przebojów, ale w nowych aranżacjach, można było usłyszeć podczas wrocławskiego koncertu. Całość uzupełniała dwójka tancerzy, uatrakcyjniających występ niemieckiej piosenkarki. Gwiazda zapowiedziała zakończenie kariery pod koniec tego roku, tym bardziej jej występ był jedyny w swoim rodzaju. Koncert zamykał występ Sandry, dla której organizatorzy przeznaczyli godzinny występ. Niestety, jak dla mnie, to nie była ta sama piosenkarka. Owszem zaprezentowała swoje największe hity "Maria Magdalena", "In The Heat Of The Night" i "Hiroshima", ale współczesne aranżacje nadały rockowe brzmienie tym piosenkom i powiem otwarcie - nie podobały mi się. Nie doczekałem do końca występu i w połowie koncertu opuściłem salę. 
Pomimo nieudanego zakończenia koncert bardzo się podobał,  występy Lou Begi i Boney M. były rewelacyjne, przyjemnie spędziłem czas przy muzyce Savage i C. C. Cath, tylko Sandra zawiodła. Duża scena pozwalała dokładnie obserwować poczynania wykonawców, duże kolorowe balony były atrakcją dla fanów sprzed sceny, światła migały jak na prawdziwej dyskotece a duże ekrany po bokach sceny pozwoliły dostrzec najmniejszy szczegół występu. 
Discotex to pierwszy festiwal muzyki z lat osiemdziesiątych, zapowiedziane są następne, ale w innych miastach. Moje propozycje do kolejnego występu: Modern Talking, Bad Boys Blue, Rick Astley, Sabrina i Pet Shop Boys. Może zobaczę na żywo któregoś z w/w artystów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz