Na początek zagrali cover What a wonderful world Louisa Armstronga i od razu zdobyli serca gości. Po daniu głównym (zawiniątko z polędwicy wieprzowej nadziewane leśnymi smakami z grzybów u boku kopytek z prażoną cebulą i zestawem surówek, ufff...) zespół zagrał dłuższy program muzyczny, prawie wszyscy udali się na parkiet i zrobiło się ciasno. I tak do północy, jak w tym weselnym powiedzeniu: trzy kawałki i wyżerka. Wokalistka Bandu przed każdym występem zmieniała kreację, jak zauważyła męska część widowni jej spódnice były coraz bardziej krótkie. Kilka minut przed północą obsługa rozniosła szampana, a raczej wino musujące i zaczęło się ostatnie odliczanie w 2012 roku. Na ekranach telewizorów (Sylwester w Polsacie) zegar wskazał północ, strzeliły korki szampanów i wszyscy składali sobie życzenia noworoczne - tradycyjnie zdrowia, szczęścia i pomyślności.
Pierwszą atrakcją, już w nowym roku, był pokaz fajerwerków. Gości zaproszono na dziedziniec hotelu gdzie można było podziwiać kaskady sztucznych ogni, jak dla mnie zdecydowanie za krótko. Wracając do lokalu natknąłem się na fontannę alkoholową, kilku panów już degustowało trunek i stwierdzili, że alkoholu w tym napoju jest zdecydowanie za mało - ale czego można oczekiwać od fontanny? Później wróciliśmy na parkiet, wokalistka, jak większość uczestników balu, poczuła się nieco zmęczona i kolejne utwory śpiewała już na siedząco. A my, wręcz odwrotnie, niezmordowanie tańczyliśmy przy kolejnych utworach - Bailando, You're My Heart, You're My Soul, Fernando a także Małgośka czy Byłaś serca biciem. Około 1.00, kolejna niespodzianka, szef kuchni wjechał na salę z pieczonym prosiakiem. Momentalnie ustawiła się kolejka aby spróbować tego smakołyku, z pewnym dystansem podeszłem do tego dania. Kilka lat wcześniej byłem z żoną na imprezie sylwestrowej w hotelu Marta, tam też podawali takiego świniaka, ale kucharz przesadził i nieco spalił mięso. W całej sali czuć było spaleniznę a większość gości wyszła na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza. Szef kuchni w hotelu Jakub Sobieski stanął na wysokości zadania i jego potrawa była wyśmienita.
W miłej atmosferze czas szybko zleciał, zanim się obejrzeliśmy wybiła czwarta godzina i Sylwester 2012/2013 dobiegł końca. Przez kilkanaście minut wymienialiśmy swoje spostrzeżenia na temat imprezy i już zaczęliśmy planować zabawę karnawałową. Na koniec ostatnie uściski oraz pożegnania i rozeszliśmy się do domów.
Zabawa była udana, co potwierdzają nasi znajomi, jeżeli coś pomieszałem to przepraszam - wódka też tam była i to bez ograniczeń :).
P.S.
Dzisiaj (02.01.2013) sobie przypomniałem jeszcze dwie sytuacje, po pierwsze muzyka w przerwach była zbyt głośna, nie można było swobodnie porozmawiać, ale jest to bolączka każdej imprezy (a może jestem głuchy? ale inni też narzekali). A druga sprawa to miły gest właścicieli hotelu, którzy ufundowali dwie nagrody dla uczestników balu. Najpierw menadżerka hotelu wylosowała bon o wartości 200 zł do wykorzystania w barze (stolik nr.8), a później wybrano parę, której zwrócono koszt biletu - 590 zł (szczęśliwcy ze stolika nr. 2).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz